Stan zdrowia papieża seniora Benedykta XVI pozostaje ciężki, ale stabilny. 29 grudnia 2022 18:12 / w Bez kategorii. Radio Maryja. Emerytowany papież Benedykt XVI jest przytomny, jego stan jest ciężki i stabilny – poinformował w czwartek dziennikarzy Watykan. Na piątek zapowiedziano w Rzymie Mszę św. za 95-letniego Benedykta XVI. – Andriy przechodzi kolejne badania, medycy ciągle obserwują jego stan i sprawdzają czy nie pojawiają komplikacje i wtórne urazy. Nasz zawodnik pozostaje pod stałą kontrolą najważniejszych parametrów życiowych. Lekarze oceniają stan Andrieja jako ciężki, ale stabilny i dobrze rokujący na przyszłość – dodano. Stan ciężko rannych w wypadku mikrobusa w Przybędzy na Żywiecczyźnie (Śląskie) jest stabilny - wynika z udzielonych informacji lekarzy ze szpitali w Bielsku-Białej i Żywcu, do których Tłumaczenia w kontekście hasła "Nie jest to stan stabilny" z polskiego na angielski od Reverso Context: Nie jest to stan stabilny, nawet najmniejsza zmiana w klimacie może mieć kolosalne znaczenie. Skala Barthel ma trzy przedziały oceny – od 0 do 20 pkt; od 20 do 80 pkt; od 80 do 100 pkt. Pierwszy z nich oznacza, że pacjent znajduje się bardzo ciężkim stanie; drugi – średnio ciężki; trzeci – stan lekki. Czynności opisane w skali Barthel: Spożywanie posiłków, Poruszanie z miejsca na miejsce, Higiena osobista, Vay Nhanh Fast Money. Wbrew wielu powszechnym opiniom - mniej istotny w podatności na zakażenie koronawirusem jest np. wskaźnik BMI (body mass index - wskaźnik masy ciała), a bardziej sfera psychiczna - uważa dr Michał Chudzik z I Kliniki Kardiologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, który prowadzi badania ozdrowieńców pod kątem odległych powikłań COVID-19. Prowadzone przez dr. Michała Chudzika, unikatowe w skali światowej badania ozdrowieńców objęły do tej pory 250 osób - w związku z dynamicznym rozwojem pandemii co miesiąc dołącza do nich kolejnych 40-50 pacjentów. Przyjmujemy, że jeśli od początku choroby minęły 4 tygodnie i pacjent wciąż zgłasza objawy, trzeba uznać, że są to tzw. późne następstwa COVID-19. W grupie ozdrowieńców, którzy doznali choroby o lekkim przebiegu i przechorowali ją w warunkach domowych, takie dolegliwości zgłasza ok. 10 proc. - podkreślił dr Chudzik. Pacjenci najczęściej uskarżają się na przewlekłe zmęczenie. Wielu swoją aktywność ocenia na nie więcej niż 50 proc. tego, co było przed zachorowaniem. Drugą dolegliwością jest poczucie duszności, braku powietrza, bóle w klatce piersiowej, szybkie bicie serca - około połowa pacjentów podaje takie objawy - zaznaczył lekarz. Kilku jego pacjentów oczekuje obecnie na badanie rezonansem magnetycznym, ponieważ istnieje u nich podejrzenie zapalenia mięśnia sercowego. U niewielkiej grupy stwierdzono wysokie nadciśnienie, którego osoby te nie miały przed przejściem COVID-19, a kilka kolejnych skierowano na badania obrazowe w związku z podejrzeniami choroby zakrzepowej. W badanej grupie ozdrowieńców 70 proc. nie miało do tej pory żadnych chorób współistniejących. Ich średnia wieku wynosi 47 lat. Jak zaznaczył dr Chudzik, w poradni przyjmowani są też pacjenci po leczeniu szpitalnym, ale prowadzącym badanie specjalistom zależy, by przyjąć jak najwięcej tych, którzy nie byli hospitalizowani, do szpitala trafiają bowiem zwykle osoby w podeszłym wieku z wieloma współistniejącymi chorobami. Trudno obecnie przesądzić, czy zespół przewlekłego zmęczenia, dotykający tak wielu osób po COVID-19, to efekt samej choroby, czy też lęku, jaki napędzany jest dodatkowo doniesieniami o rozszerzaniu się pandemii. Staramy się pomóc tym ludziom, którzy trafiają do nas po długotrwałym zwolnieniu lekarskim i od specjalistów oczekują opinii, czy mogą już wrócić do pracy. Dla nas, lekarzy, są to nowe rzeczy - w żadnej książce nie przeczytamy, kiedy chory po COVID-19 może wrócić do normalnej aktywności, po prostu nie mamy takiej wiedzy. Wymaga to przebadania pacjenta i podjęcia decyzji klinicznych - wyjaśnił dr Chudzik. W ostatnich tygodniach do zespołu prowadzącego badania - obok kardiologa - dołączyli kolejni specjaliści: pulmonolog, neurolog, psycholodzy. Pacjentów z izolacji domowej przyjmuje Centrum Medyczne Boruta w Zgierzu, natomiast ci, którzy byli hospitalizowani przyjmowani są w Poradni Kardiologicznej przy I Klinice Kardiologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi w szpitalu im. Biegańskiego, który jest obecnie placówką jednoimienną. Moja grupa jest unikalna, bo każdy bada pacjentów szpitalnych. Nie słyszałem o ośrodkach na świecie analizujących stan ludzi, którzy przechorowali infekcję w warunkach domowych, a to 90 proc. wszystkich zakażonych koronawirusem. Uważam, że te osoby powinny mieć skoordynowaną opiekę, np. jeden regionalny ośrodek, który kompleksowo oceni ich stan zdrowia po COVID-19 - ocenił ekspert. Dr Chudzik w swoich badaniach stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dane osoby zachorowały na COVID-19 i od jakich czynników zależeć może przebieg choroby. Ozdrowieńcy pytają, czy mogą ponownie zachorować na COVID-19. Niestety, mogą. Przez kilka miesięcy utrzymuje się u nich pewien poziom przeciwciał, ale kiedyś on się obniży, pozostaną jakieś komórki pamięci, natomiast w jakim stopniu one będą aktywne, to już zależy od stylu życia, stanu zdrowia, czyli potencjału odporności. Wskazujemy naszym pacjentom te punkty w ich życiu, które sprawiły, że ich odporność była gorsza w momencie zakażenia. Aby nie doszło do powtórnego zakażenia staramy się namówić te osoby do zdrowego stylu życia - podkreślił ekspert. Według dr Chudzika - i wbrew wielu powszechnym opiniom - mniej istotny w podatności na zakażenie koronawirusem jest np. wskaźnik BMI (body mass index - wskaźnik masy ciała), a bardziej sfera psychiczna. Dlatego do jego zespołu dołączyli psycholodzy, którzy również testują i oceniają stan pacjentów. Jako klinicysta zauważyłem, że ozdrowieńcy to osoby bardzo często obciążone pracą, w tym pracą w godzinach nocnych. Sen jest naturalnym momentem regeneracji, którego te osoby są pozbawione. 8 na 10 osób z ciężkim przebiegiem domowym COVID-19 wykonuje pracę w godzinach nocnych. Prawie wszyscy z ciężkim przebiegiem tuż przed zakażeniem mieli okres wytężonej pracy, ze stresami i bez odpowiedniego odpoczynku - wyjaśnił. Dr Chudzik przyznał, że - jako kardiolog i internista - nie zajmował się wcześniej taką problematyką; obecnie świadomość, że przewlekły stres uszkadza odporność zawdzięcza już nie tylko wiedzy akademickiej, ale praktyce i spotkaniom z ozdrowieńcami. Jak wyjaśnił, po przebadaniu 250 pacjentów ma jasny obraz osoby, która przeszła COVID-19 z ciężkim przebiegiem - to ktoś przepracowany, zestresowany, który bardzo często chodzi późno spać lub pracuje w systemie nocnym. To też osoba, która nadmiernie się wszystkim przejmuje, zdominowana przez negatywne emocje. Mam też pacjentów po COVID-19 z licznymi chorobami współistniejącymi, u których choroba miała przebieg bardzo lekki - dodał. W opinii eksperta, aby uzyskać dane zbliżone do faktycznego stanu, oficjalnie podawaną liczbę osób z potwierdzonym zakażeniem Sars-Cov-2, należy pomnożyć co najmniej przez dwa. Wielu chorych z różnych względów wymyka się bowiem statystykom i ze swoją infekcją pozostaje "poza systemem". W ramach triage pacjentom mierzona jest temperatura, co ma potwierdzać, czy chory ma koronawirusa czy nie. W leczeniu szpitalnym, chorzy z najcięższym przebiegiem rzeczywiście mają wysoką temperaturę. Wśród pacjentów, którzy leczyli się w domu, temperatura powyżej 37,5 wystąpiła zaledwie u 30 proc. Jeśli zatem robimy triage z pomiarem temperatury, można uznać, że jednej trzeciej zakażonych nie wyłapujemy - uważa dr Chudzik. Większość ozdrowieńców trafiających do dr Chudzika podczas COVID-19 w ogóle nie było badanych przez lekarzy, korzystali jedynie z teleporad. To ważne, by ich zbadać. Telemedycyna jest wspaniała, ale jako metoda wspomagająca, tradycyjnego badania nie zastąpi. Wszyscy moi pacjenci mają normalną pierwszą wizytę - potem mogę zadzwonić do nich, jak np. przyjdą wyniki badań. Ale jeśli wymagają ponownej konsultacji, to ją uzyskują. Dobra wiadomość jest taka, że żaden z nich nie miał powikłań wymagających ponownej hospitalizacji - podkreślił. Badania w ramach projektu STOP-COVID, koordynowanego przez dra Chudzika, prowadzone są w ramach NFZ; informacje o zapisach na konsultacje można uzyskać na We współpracy z Instytutem Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, uruchomione zostały także badania dzieci po COVID-19. Oszczędności w wydatkach, kontrakty dla pracowników, program antykorupcyjny, zmniejszenie zadłużenia i kosztów leczenia - to tylko niektóre z pomysłów dyrektora naczelnego Akademickiego Centrum Klinicznego Jacka Domejki na poprawę sytuacji finansowej Akademickiego Centrum Klinicznego, które od lat boryka się z ogromnymi problemami lipca na fotelu dyrektora naczelnego ACK zasiadł człowiek, w którego wierzy cały personel szpitala przy ul. Dębinki w Gdańsku. Centrum z kryzysu ma wyciągnąć Jacek Domejko - lekarz anestezjolog i zarazem wykształcony menedżer z doświadczeniem zdobytym za granicą, o którym głośno zrobiło się kiedy z podobnych problemów wyciągnął szpital "Latawiec" w Świdnicy na Dolnym Śląsku. - Moje zadanie to doprowadzenie ACK do stabilnej sytuacji finansowej. Chcę też zapewnić szpitalowi bezpieczeństwo poprzez podniesienie jakości usług świadczonych pacjentom - mówi nowy napawa sukces Domejki, jaki odniósł w "Latawcu". Ze szpitala, który co roku przynosił od 12 do 36 mln zł strat, udało mu się zrobić dobrze prosperującą, samodzielną placówkę. Jak mówi dyrektor ACK i póki co, wciąż jeszcze dyrektor "Latawca": - Tę spiralę udało się wyhamować dzięki restrukturyzacji polegającej na pełnej centralizacji, redukcji kosztów zatrudnienia i wzroście sukces ze świdnickiego szpitala uda się powtórzyć w przypadku ACK? Pokaże to najbliższe pięć lat, bo na taki okres Jacek Domejko podpisał kontrakt z gdańskim razie ekonomiści określają stan ACK jako "stabilny, ale ciężki". - Mówiąc obrazowo: czynności reanimacyjne, które będziemy podejmować, mają pomóc w stabilizacji funkcji życiowych. Póki co, pacjent żyje - stwierdza Jacek Domejko."Czynności reanimacyjne" to pomysły zawarte w planie restrukturyzacyjnym, które nowy dyrektor przedstawi 1 września na posiedzeniu Senatu Akademii Medycznej w Gdańsku, która jest organem założycielskim ACK. Jakie rewelacje czekają szpital kliniczny? Dyrektor Domejko podsumowuje je w jednym zdaniu: - Należy podnieść jakość, zwiększyć ilość i zmniejszyć koszty świadczonych przez ACK usług - czytamy w planie priorytetem w ratowaniu ACK jest przywrócenie mu stabilności finansowej. Dokonanie tego nie będzie proste, ani tym bardziej bezbolesne. Już rozpoczęto wdrażanie planu restrukturyzacji zatrudnienia. - Restrukturyzacja zatrudnienia nie oznacza tylko zwalniania personelu - uspokaja Domejko. - To także outsourcing usług medycznych. W praktyce oznacza to, że wielu lekarzy może przejść na umowy cywilno-prawne, tzw. kontrakty. W tej chwili zatrudniamy 3,5 tys. ludzi, jeśli na kontrakty przejdzie np. 100 lekarzy, to o tyle zmniejszy się stan zatrudnienia - pracownikami, których etaty nie zostaną okrojone, a których liczba może nawet wzrosnąć, są elektrycy i palącą sprawą jest zmniejszenie długu szpitala. W tej chwili zwiększa się on o 5 mln zł miesięcznie, co daje łącznie niemal 280 mln zł długu. - ACK wydaje 100 mln zł rocznie na zakup materiałów, leków i odczynników. Zakładając, że można na tym zaoszczędzić 10 proc. poprzez analizę kosztów, zaoszczędzilibyśmy nawet 10 mln zł rocznie. W prywatnych szpitalach takie oszczędności sięgają nawet 30 proc. - mówi dyrektor. Problem rzeczywiście jest poważny. ACK ma podpisane umowy z wierzycielami tylko do 30 września. Potem trzeba będzie je renegocjować. Jeśli natomiast doszłoby do zbiegu egzekucji komorniczych, szpital nie będzie mógł dalej funkcjonować. - Wtedy komornik zajmie nasze środki z Narodowego Funduszu Zdrowia należne za wykonywane świadczenia i pieniądze w bankach - mówi dyrektor. - Innymi słowy nie będziemy mogli zapłacić za dostawę materiałów, leków i odczynników, czyli - mówiąc krótko - sprzęt będzie stał, ale nie będzie czym na nim pracować. Pacjentów w takim wypadku czekałaby ewakuacja - mówi dyrektor. Zapewnia jednak, że takiego scenariusza nie bierze nawet pod ile walka z problemami finansowymi nie budzi kontrowersji, o tyle nowatorski program antykorupcyjny może budzić u niektórych niepokój. Program zacznie się od zdefiniowania sytuacji, w których istnieje zagrożenie korupcją. Dawanie-przyjmowanie kwiatów czy czekoladek przed operacją czy zabiegiem będzie traktowane jako łapówka. Natomiast wręczone już po - bez uprzedniej obietnicy - jedynie jako wyraz Nie mam bezpośredniej wiedzy na temat korupcji w ACK - tłumaczy Domejko. - Jednak spotykam się z ludźmi i widzę, że wciąż w mentalności wielu z nich zakodowana jest konieczność wręczenia czekolady, kwiatów, czy koperty w zamian za przyśpieszenie zabiegu czy operacji. To się na szczęście powoli zaczyna się na walkę z korupcją mają być środki motywacyjne dla pracowników, likwidacja kolejek do zapisów na operacje i zabiegi, a także uświadamianie pacjentom ich tym, czy rzeczywiście uda się przywrócić stabilność finansową ACK i przekształcić je w sprawnie działający szpital, pokażą najbliższe lata. Jedno jest pewne - nadzieja w końcu wróciła do ACK. Co zmieniło się w ACK od 15 lipca?1. wprowadzono nowy zakres obowiązków dla ordynatorów definiujący ich nowe zadania w zakresie dbałości i odpowiedzialności za wynik finansowy zakładu,2. przygotowano nowy regulamin pracy i regulamin organizacyjno - porządkowy zakładu,3. wstrzymano przyjęcia do szpitala nowych pracowników, z decyzją o nieprzyjmowaniu w miejsce odchodzących innych osób,4. rozpoczęto likwidację zbędnych stanowisk i redukcję zatrudnienia [docelowo pracę ma stracić prawie 700 osób, głównie z pionu administracji - przyp. red.],5. zawarto porozumienia z NFZ w celu rozwiązania wszystkich dotychczasowych problemów z płatnikiem [od początku 2008 r. ACK nie wykonało nawet połowy planowanych zabiegów - przyp. red],6. rozpoczęto wycenę najczęściej wykonywanych i najdroższych procedur jeszcze zmieni się w ACK?1. nowy system motywacyjny wynagrodzeń,2. umowy cywilnoprawne z pracownikami medycznymi na wykonanie usług medycznych,3. przygotowanie biznesplanu niezbędnego do uzyskania kredytu [bez tego nie będzie możliwa spłata zadłużenia - przyp. red],4. likwidacja szpitalu "Kliniczna" i przeniesienie wykonywanych tam usług do kompleksu "Dębinki",5. podniesienie efektywności pracy i pełna optymalizacja kosztów prowadzonej działalności,6. wdrożenie kompleksowego systemu informatycznego obejmującego część "białą" [to pracownicy z wykształceniem medycznym - przyp. red.] i "szarą" [pozostali pracownicy - przyp. red.],7. wycena wszystkich procedur i kalkulacja kosztów leczenia pacjenta,8. renegocjacja umów zawartych przez ACK. Stan ośmiolatki, u której w sobotę potwierdzono zakażenie wirusem A/H1N1, poprawił się, chociaż nadal jest ciężki - poinformowała rzeczniczka warszawskiego Szpitala Dziecięcego im. prof. Bogdanowicza Magdalena Tenczyńska. "Stan dziewczynki ustabilizował się, jest jeszcze ciężki, ale lekarze mają nadzieję, że teraz będzie już lepiej. Jednak rokowania nadal są ostrożne" - podkreśliła rzeczniczka szpitala. Dziecko przechodzi jednocześnie infekcję bakteryjną i choruje na przewlekłe schorzenie, przez co oddziaływanie wirusa w jej organizmie jest o wiele silniejsze. Chora jest obywatelką USA polskiego pochodzenia, przebywa obecnie na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Osoby, które miały z nią kontakt, zostały objęte nadzorem sanitarno-epidemiologicznym. Dziewczynka jest w Polsce od 26 czerwca, objawy grypy wystąpiły u niej kilka dni po przylocie. Zakażenie wirusem A/H1N1 w środę potwierdzono u 70-letniej kobiety z Warszawy, która opiekowała się dziewczynką. Nie ma ona jednak objawów chorobowych. Do tej pory w Polsce odnotowano 28 przypadków nowej odmiany grypy. Wirus A/H1N1 to nowy szczep - mieszanka świńskich, ludzkich i ptasich wirusów grypy. Objawy świńskiej grypy są podobne do towarzyszących grypie sezonowej. Występuje gorączka, osłabienie, brak apetytu, kaszel, a u niektórych osób także katar, ból gardła, nudności, wymioty i biegunka. Grypa zaatakowała ludzi już w ponad 100 krajach i jakkolwiek zasadniczo przebieg choroby nie jest ciężki, zapada na nią coraz więcej osób. Rośnie też liczba zgonów, głównie wśród ciężarnych kobiet oraz osób, cierpiących na inne dolegliwości. Liczba osób zarażonych grypą A/H1N1 wynosi 94512, zmarło 429 PAP/bcz Drugi tydzień lutego 2018 roku. Moja kolejna wizyta u reumatologa. Kolejne spotkanie z człowiekiem, od którego zależy mój stan zdrowia, moje funkcjonowanie i jakość mojego życia. „Dzień dobry” – „dzień dobry”. 15 minut rozmowy, odpowiedzi na pytania zadane przez lekarza. Krótki ogląd opuchniętych i obrzękniętych dłoni i wszystko skończyło się jak zwykle. Szybko i bez żadnego przełomu. Przyznam, że nie spodziewałem się żadnych fajerwerków. W zasadzie nic chyba nie mogło wpłynąć na charakter tej wizyty kontrolnej. Znam siebie i swoje samopoczucie. Wiem, że niezależnie od tego jak się czuję (dobrze lub fatalnie) nie przełoży się to na wyniki moich badań. Te, jak zwykle, były poprawne. Niski poziom CRP i OB. Czerwone krwinki, hemoglobina i hematokryt lekko poniżej normy. Nic więcej. Jak u zdrowego człowieka – tyle, że osłabionego chemią. Maj 2002 rok. Przed chorobą. Mój stan jest dobry – tak stwierdzi wielu z Was. I pewnie macie rację, bo w porównaniu z niektórymi chorymi – naprawdę nie mam na co narzekać. Problem tylko polega na tym, że cały czas pamiętam chwile, gdy byłem zdrowy. I wiem jak wtedy fantastycznie się czułem. Pamiętam czasy gdy wychodziłem z domu o poranku i szedłem z kumplami na kosza i piłkę, wracając najczęściej późnym wieczorem. Pamiętam jak ćwiczyłem we własnej, amatorsko stworzonej siłowni. Pamiętam miękkość trawy pod swoimi rękami, gdy stałem na nich, robiąc akrobatyczne obroty nogami. Pamiętam nawet to uczucie, gdy uprawiając biegi mogłem zasuwać bitą godzinę i po nieprawdopodobnym wysiłku, po prostu cieszyłem się jak głupi. I choć teraz jestem aktywny na tyle na ile mogę np. chodząc na spacery, jeżdżąc na rowerze czy starając się ćwiczyć w domu, to jest to tylko promil tego, co kiedyś robiłem. Dzisiaj nie jestem w stanie już biegać na pełnym dystansie. Nie mogę stać na rękach, grać w kosza czy siatkówkę. Co więcej nie mogę czasami nawet poprawnie chwycić kubka z herbatą. I mimo tego, że dla Was to są pierdoły i problemy rangi „zgubiłem swój grzebień”, to dalej czasami wprawiają mnie w stan nostalgii i smutku. Widzę po prostu te wszystkie zmiany na przestrzeni 16 lat od kiedy zachorowałem. Widzę jak moje ciało się zmienia. Widzę jak zmienia się moja wydolność i siła fizyczna. Widzę po prostu swoje ograniczenia. Teraz dojdzie najprawdopodobniej kolejne związane z oczami. Moja reumatolog, na moją wyraźną prośbę, wypisała mi skierowanie do okulisty, ponieważ od jakiegoś czasu mam bardzo zmęczone oczy. Czuje, że nie jest z nimi za dobrze i robię po prostu krok wyprzedzający. Umawiam się do specjalisty i szukam odpowiedzi na pytanie dlaczego są przekrwione, suche i czasami szczypią. Czy przypadkiem RZS mi ich nie osłabia… Trzeba to sprawdzić. Was też uczulam na to, aby nie bagatelizować symptomów, które mogą Was niepokoić. Przecież jak nikt inny znacie własny organizm i wiecie (nawet na poziomie podświadomości), że coś jest nie tak. Wtedy nie ma co zwlekać. Jak to mówią „lepiej zapobiegać, niż leczyć”. Osobiście oprócz permanentnego bólu, obrzęków i coraz większego uczucia zmęczenia wolałbym niczego dodatkowego nie otrzymać w „gratisie” od choroby. Dbajcie o siebie, starając się szukać zawsze pozytywnych stron. Od czasu do czasu (ta jak ja dzisiaj) możecie też sobie pozwolić na odrobinę emocji i zwykłej tęsknoty za przeszłością. Tylko ostrożnie, by to nie zamieniło się w nawyk, do którego wracając co i raz po prostu wpędzicie się w depresję. Życie jest takie jakie jest. Czasem radosne a czasem smutne. W żadnym razie jednak nie można z niego rezygnować. Każdego dnia trzeba wstać, by walczyć dalej… o własne zdrowie i samego siebie. Oceń wpis (10 oddanych głosów. Średnia ocena: 5,00 )Loading... Jako ciężki, ale stabilny określił stan 19 górników, którzy po piątkowej katastrofie w kopalni "Wujek" w Rudzie Śląskiej trafili do Centrum Leczenia Oparzeń (CLO) w Siemianowicach Śląskich, dyrektor tej placówki Mariusz Nowak. Podkreślił, że pierwsze rokowania będą możliwe za kilka dni. Dyrektor podkreślił, że wszyscy przewiezieni do CLO górnicy żyją. Jak mówił, przez noc "ich stan nie uległ radykalnemu pogorszeniu". Nieprzytomny jest jeden mężczyzna, przewieziony w nocy do Siemianowic ze szpitala w Bytomiu. Jak mówił Nowak, lekarze walczą o jego górnicy są przytomni. Jak mówił, wiedzą co się stało, ale są w szoku pourazowym. Występują u nich rozległe obrzęki twarzy, mają więc trudności w mówieniu, nie widzą. Lekarze zabezpieczają obrzęki, dokonują tzw. nacięć odbarczających. Jeżeli jest taka potrzeba, wdrażają hospitalizowani w Siemianowicach mają poparzone od 40 do 90 proc. powierzchni ciała. Według lekarzy, przy ciężkich oparzeniach ważniejszym czynnikiem niż ich rozległość jest głębokość ran. Wiele zależy też od tego, jak długo wysoka temperatura działała na noc umieszczeni w CLO górnicy poddawani byli - w miarę możliwości - tzw. bronchoskopii. To diagnostyczne badanie dróg oddechowych pod kątem ich oparzeń. U wszystkich dwunastu przebadanych w piątek i w nocy pacjentów stwierdzono takie poparzenia, tylko u dwóch nie są one podkreślają, że w przypadku oparzeń, trudno mówić o rokowaniach w pierwszych dobach leczenia. Każde ciężkie oparzenie jest bowiem groźne, nie wiadomo bowiem jak zareaguje na nie organizm. O ewentualnych rokowaniach można mówić dopiero po kilku z poparzonych górników - w miarę jego stanu zdrowia - będzie też poddawany działaniu komory hiperbarycznej. Siemianowicka "oparzeniówka" dysponuje największą taką komorą w seans w komorze hiperbarycznej trwa półtorej godziny. Tlen hiperbaryczny, czyli pod wyższym ciśnieniem, pomaga ustabilizować błony komórkowe; w pierwszym okresie leczenia zmniejsza tzw. przesięki tkanek, a także występujące w chorobie oparzeniowej zaburzenia wodno-elektrolitowe i siemianowickiej "oparzeniówce" w piątek umieszczono 18 najpoważniej rannych górników. Jednego dowieziono tam w nocy. Pozostali - nieco lżej ranni - trafiali do Szpitala św. Barbary w Sosnowcu (6) i Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach - Ochojcu (4), a także szpitali w Rudzie Śląskiej (5), Bytomiu (1), Siemianowicach Śląskich (3) Chorzowie (2) oraz Łęcznej (Lubelskie - 1).W katastrofie w rudzkiej części kopalni "Wujek" zginęło w piątek 12 górników. Do szpitali trafiło łącznie 41 poparzonych osób. Stan co najmniej kilkunastu jest ciężki. Przyczyną katastrofy - według wstępnych ocen - był zapłon metanu, niektórzy eksperci mówią też o możliwości wybuchu tego gazu. «« | « | 1 | » | »»

stan ciężki ale stabilny co oznacza